Paryż, 27 lutego 1919
Lunch w charakterze gościa polskiej delegacji. Bowman, Young i ja oraz dwóch młodszych, [Samuel] Morison i [Joseph] Fuller, którzy zaangażowani są w badania dotyczące Polski, byliśmy gośćmi delegacji polskiej, w mieszkaniu bogatego Polaka monsieur Pułaskiego, potomka [Kazimierza] Pułaskiego z rewolucji amerykańskiej. Jego mieszkanie przy rue La Pérouse tuż za Étoile jest siedzibą paryskiego Komitetu Polaków i zjedliśmy tam oficjalny uroczysty lunch z taką samą liczbą Polaków. Na koniec lunchu – z pełnym zestawem dań i szampanem – monsieur Pułaski dostojnie powstał i mówił o historycznym zdarzeniu, które nas połączyło, ale nikt z nas nie był do końca pewny, o jakie zdarzenie chodzi. […] Bowman usiłował sprowadzić sprawy na ziemię, odpowiadając żartem bez wstawania. Jednak przy przenosinach do salonu natknęliśmy się na formalne spotkanie około dwudziestu polskich przywódców, którzy sztywno podawali ręce sobie i nam.
Monsieur Pułaski objął kierownictwo ceremonii i przedstawiał jednego po drugim, prosząc ich o omówienie różnych składowych polskich roszczeń: ich żądań dotyczących Gdańska, Poznania, Lwowa oraz północy i wschodu. Niestety, była w tym przesada. Historycy nie szczędzili nam wywodów na temat polskiej tolerancji najwyższej próby (jedyny naród w całej historii, który konsekwentnie nigdy nikogo nie prześladował!). Przedstawiciele wysuniętych terytoriów na granicach Polski apelowali o polską irredentę. Mapy i statystyki były pod ręką. […] Pod koniec Bowman wygłosił w naszym imieniu bardzo udaną przemowę, ale tylko dzięki manewrom flankami na schodach udało nam się przebić przez zwarte szeregi geografów i ekonomistów przygotowanych do wymuszenia konkretnych zmian pod groźbą kolejnych pięciogodzinnych dyskusji. Odłożyliśmy to jednak o kilka dni i skierowaliśmy się w stronę samochodu. Young i ja nadal nie jesteśmy przekonani, czy korytarz gdański jest rozsądnym rozwiązaniem, a nawet czy leży w interesie Polski. […]
1 maja 1919
[…] Wieczorem doktor Isaiah Bowman z małżonką wydali pożegnalne przyjęcie na cześć przewodniczącego polskiej Rady [Ministrów] Paderewskiego i ministra spraw zagranicznych Dmowskiego. […] Na dużym okrągłym stole porozrzucane były czerwone róże i biało-czerwone dekoracje, jako że polska flaga jest biało-czerwona. Specjalnym dodatkiem były konwalie z okazji 1 Maja. […]
Madame Paderewska była bardzo uprzejma, tak jak i on sam. Mówi, że teraz na zawsze rzucił muzykę i że nawet już go nie obchodzi. Jedynym utworem, jaki ostatnio napisał, jest polski hymn narodowy, a madame Paderewska powiedziała, że niedawno na spotkaniu w Warszawie, w programie którego był ten hymn, prawie o nim zapomniał. Zapytałem ją, czy tyle samo żaru wkłada w swoje przemówienia, co zazwyczaj wkładał w przygotowanie koncertu, ale ona twierdzi, że polityka nie wymaga temperamentu artystycznego i że obecnie jej mąż jest w stanie prowadzić zupełnie normalne życie. Jeśli chodzi o Dmowskiego, to powiedział mi, że dla niego muzyka jest zwykłym hałasem i że nigdy nie był na żadnym koncercie Paderewskiego aż do jednego z ostatnich, na który Paderewski zabrał go w Brighton, w Anglii. […]
*
Przywrócenie Polski przez konferencję pokojową w Paryżu nastąpiło w dużej mierze – jeśli nie głównie – dzięki delegacji amerykańskiej, a jej granice zostały w znacznej mierze ustalone przez doktora Bowmana, który śledził je skrupulatnie na podstawie wyczerpujących badań demograficznych. Profesor Lord, jako zwolennik Polski, starał się uzyskać dla Polaków wszystko, co dyktowało współczucie dla ich tragicznej historii. […]
Brytyjczyków jednak niepokoił zakres, w jakim ta troska o przywrócenie wcinała się w mapę Europy. Ministerstwo Spraw Zagranicznych, a w szczególności pan Headlam-Morley, obawiało się, że ziarna przyszłej wojny zostaną posiane w korytarzu przebiegającym przez Niemcy w celu przyznania Polsce „wolnego i bezpiecznego dostępu do morza”, nawet jeżeli ten korytarz miałby być gwarantowany przez „międzynarodowe zobowiązanie” […]. Wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę z ogromnej złożoności problemu – że nie można przywrócić trzydziestomilionowego narodu do jego ojczyzny bez wysiedlania innych. Jednak w gruncie rzeczy kwestia niemiecko-polska, to nie tylko kwestia terytorium. Nie zostanie ona rozstrzygnięta, dopóki postawa jednego narodu wobec drugiego nie ulegnie zmianie, bo arogancja Niemiec rodzi urazę Polaków i teraz Polacy mogą odpowiedzieć atakiem. […]
*
Nowe narody na wschodzie Europy niestety nie mieszkają po przeciwnych stronach jasno zdefiniowanej linii. Zazębiają się ze sobą na szerokich pograniczach, przez które można wytyczać szeregi linii, a każda będzie miała swoje uzasadnienie. Jeszcze trudniejszy jest problem wysp tworzonych przez ludzi otoczonych przedstawicielami innych ras. Miasto Lwów jest zdecydowanie polskie, ale jest otoczone przez Rusinów, którzy stanowią większość ludności wiejskiej w tej części Galicji. Do tego należy dodać kolejną komplikację, że wielu Polaków jest żydowskiego pochodzenia, a z drugiej strony duża część ziem w kraju Rusinów należy do polskiej szlachty. Ludność nie jest w stanie rozstrzygnąć tej kwestii i znajduje się w stanie wojny. Co należy zrobić? […]
Sentymentalne roszczenia oparte o argumenty historyczne często są równie rzeczywiste jak roszczenia narodowe. Fakt, że Górny Śląsk nigdy nie należał do Polski od czasu powstania nowoczesnych państw, jest w swej istocie równie rzeczywisty jak historia narodowa Czechów. […] A jeśli do roszczeń rasowych dodać uzasadnione wymogi ekonomii, konieczność zapewnienia tranzytu i dostępu rynków, sprzeczne roszczenia dotyczące terenów z zasobami surowcowymi, elementy geograficzne i strategiczne na granicach, które pozwalają na opanowanie przecinających kraj linii kolejowych i dziesiątki innych względów – różnych dla każdej nowej granicy, to okaże się, że decyzje , jakie by nie były, zostawiają otwarte drzwi dla dalszych kontrowersji.
Oczywiście jest całkiem możliwe, że granice wytyczone w traktacie dają powody do krytyki, ale trzeba pamiętać, że nie da się wytyczyć granic, które spotkają się z aprobatą wszystkich zainteresowanych stron.