Esme Howard

(1863–1938)

Fot. Bain News Service, Library of Congress; LC-B2- 3710-11 [P&P]

Brytyjski dyplomata i polityk, uważany za jed­nego z najbardziej wpływowych kreatorów brytyjskiej polityki zagranicznej pierwszych dekad XX w. Poliglota – posługiwał się dziesięcioma języka­mi. Urodził się w rodzinie arystokratycznej – jego ojciec (Henry Howard) i dwóch braci pełniło mandat deputowanego Izby Gmin. Odbierał edukację w prestiżowej Harrow School.

W 1885 r. zdał egzamin do służby dyplomatycznej, wkrótce rozpoczął pracę w brytyjskiej misji dyplomatycznej w Rzymie, a następnie w Berlinie (1888 r.). W 1892 r. opuścił służbę cywilną, po czym podejmował się różnego rodzaju zajęć, w tym realizacji autorskiego projektu biznesowo-społecznego mającego polepszyć los brytyjskiej klasy pracującej (w tym celu np. założył plantację kauczuku w Togo). W 1898 r. poślubił włoską hrabinę Isabellę Giustiniani-Bandini. W 1892 r. bez powodzenia kandydował do Izby Gmin z ramienia Partii Liberalnej.

W 1903 r. powrócił do kariery w dyplomacji, w tym samym roku zo­stając konsulem generalnym na Krecie, zaś w 1906 r. otrzymał stanowisko radcy w ambasadzie w Waszyngtonie. Jego kariera przyspieszyła po objęciu stanowiska szefa brytyjskiej dyplomacji przez Edwarda Greya – długolet­niego przyjaciela Howarda. W kolejnych latach przebywał na placówkach w Wiedniu, w Budapeszcie, w Bernie oraz w Sztokholmie (na dwóch ostat­nich w randze ambasadora). W 1919 r. wszedł w skład brytyjskiej delegacji na , a także w skład . W czasie negocjacji w Paryżu zajmował się m.in. przygotowaniem zapisów traktatu wersalskiego dotyczących kwestii polskiej.

Jeszcze w 1919 r. objął funkcję brytyjskiego ambasadora w Madrycie, zaś w latach 1924–30 ponowne pracował w brytyjskiej ambasadzie w USA, również w randze ambasadora. Po przejściu na emeryturę w 1930 r., został mianowany baronem Penrith (Lord Howard of Penrith). W 1936 r. ukazały się jego wspomnienia z pierwszych lat służby dyplomatycznej zatytułowane Theatre of Life.

Galeria

/ 1

Paryż, 14 maja 1924. Esme Howard. Fot. Library of Congress; LC-F8- 30567 [P&P]

W tym kraju jest coś dobrego

Do ministra spraw zagranicznych Arthura Balfoura

Brytyjska Misja w Polsce, Warszawa, 26 marca 1919

[…] Chciałbym zapisać wrażenia, które szybko i oczywiście nieco powierzchownie zebrałem w tym krótkim czasie, jaki spędziłem w Polsce. Zanim jednak to zrobię, chciałbym krótko opisać różne etapy, przez które przeszedłem w odniesieniu do kwestii polskiej od czasu mojego pierwszego bliskiego kontaktu z Polakami w legacji w Sztokholmie. Podczas pobytu tam i pod wpływem rozmów z różnymi Polakami z Kongresówki, Galicji i zaboru niemieckiego nabrałem przekonania, że w kraju tym obecne są silne uczucia narodowe oraz że utworzenie silnego i zjednoczonego państwa polskiego jako państwa buforowego między Niemcami a Rosją przyniosłoby ogromne korzyści europejskim rozstrzygnięciom powojennym. […]

To właśnie z takimi ogólnymi wrażeniami dotarłem do Londynu i rozpocząłem pracę nad przygotowaniem memorandów brytyjskiej delegacji pokojowej na temat polskiej sytuacji. W Londynie panowała nieco inna atmosfera. Było tam silne poczucie sprzeciwu wobec działań Komitetu Narodowego Polskiego, który – być może na nieszczęście – niemniej ze względu na okoliczności, nad którymi Polacy mieli niewielką lub żadną kontrolę, wziął na siebie reprezentowanie interesów polskich w krajach alianckich i został mniej lub bardziej formalnie uznany za przedstawicielstwo nowego państwa polskiego, mającego dopiero powstać. Uważano, że Komitet Narodowy Polski działa raczej w interesie sił reakcyjnych w Polsce i wielkich właścicieli ziemskich, a nie szerokich mas ludności polskiej, wyrażano także przekonanie, że jeśli Polska otrzyma pomoc w zaopatrzeniu, którego potrzebuje po ewakuacji Niemców, to będzie to sprzyjać powstaniu rządu reakcyjnego i może być sprzeczne z interesami, a nawet z oczekiwaniami narodu polskiego jako całości. Faktycznie wydawało się, że w przeważającej opinii, pod której wpływem w dużej mierze wówczas byłem, postępowanie według postulatów Komitetu Polskiego oznacza oddanie Polski pod władzę nikczemnych właścicieli ziemskich, spędzających większość czasu na hulankach, i ustanowienie tam szowinistycznego rządu, którego celem byłoby pozyskanie terytoriów zamieszkałych przez ludność niepolską. Jednocześnie istniało bez wątpienia silne pragnienie przywrócenia Polski jako kraju zjednoczonego i niepodległego, zarówno z punktu widzenia naprawienia dawnej niesprawiedliwości, jak i ustanowienia bufora pomiędzy Niemcami a Rosją oraz bastionu przed bolszewicką inwazją ze wschodu. Te dwa sprzeczne punkty widzenia powodowały znaczne wahania co do przekazywania Polsce dostaw broni i amunicji, które były pilnie potrzebne, aby umożliwić rządowi obronę przed prawdopodobną inwazją bolszewików na wschodzie, a świadomość, że rząd polski był tych dostaw pozbawiony, niewątpliwie zachęcała różnych sąsiadów do podjęcia ofensywnej akcji wojskowej przeciwko Polakom na różnych frontach.

Sytuacja w Polsce w grudniu, styczniu i lutym była więc najbardziej krytyczna ze względu na słabość polskiego rządu i widoczną niechęć mocarstw alianckich do przyjścia mu z pomocą; ta krytyczna sytuacja, choć obecnie znacznie lepsza, jest wciąż daleka od zakończenia. W Londynie uważałem także, że polscy robotnicy i chłopi byli w dużym stopniu skłonni do bolszewizmu ze względu na pragnienie chłopów uzyskania własnej ziemi, tak jak to było w przypadku chłopów rosyjskich, a także ze względu na brak żywności i odzieży, co było wynikiem czteroletniej wojny i obcej okupacji. Bez wątpienia żywiłem więc pewną obawę, że pomoc dla Polski udzielona zgodnie z jej życzeniem może być ostatecznie wykorzystana przeciwko aliantom, a w interesie bolszewizmu.

Po przyjeździe do Polski i po wysłuchaniu opinii prawie wszystkich klas społecznych, […] stwierdziłem, że głównym czynnikiem, dominującym nad wszystkim innym, jest bezsprzecznie duch narodowy, który zjednoczył wszystkich na rzecz ponownego ustanowienia swojego państwa. Polscy robotnicy przeszli nieopisane trudności […]. Niemniej mimo zorganizowanej bolszewickiej agitacji do tej pory nie dawali się oni sprowadzić na manowce i zachowywali się zadziwiająco spokojnie i umiarkowanie. Tak samo przekonałem się, że o ile wśród bezrolnych chłopów i tych, którzy zajmują gospodarstwa zbyt małe, by utrzymać z nich rodziny, istnieje silna potrzeba uzyskania odpowiednich terenów, które umożliwią im urządzenie się na wsi, o tyle wśród zdecydowanej większości z nich nie ma żądań konfiskaty mienia na ich rzecz ani też nie wydaje się prawdopodobne, żeby wzięli prawo w swoje ręce, jak w Rosji, i podzielili między siebie większe majątki. […]

Sami właściciele wydawali się działać bez zwłoki i na spotkaniu w Warszawie postanowili oddać do dyspozycji rządu dwa miliony akrów, czyli około dwudziestu procent wszystkich gospodarstw w Kongresówce i Galicji przekraczających areał dwustu akrów, na sprzedaż w małych działkach, przy czym warunki sprzedaży mają być ustalone między rządem a nimi. Podczas gdy bez wątpienia niewielki odsetek właścicieli, do których należą ogromne posiadłości, był bardzo często nieobecny, większość polskich właścicieli wydaje się jednak mieszkać w swoich majątkach i zgodnie z panującymi warunkami ekonomicznymi traktować swoich chłopów dość dobrze. […] Jeśli więc chłopi poczują, że ich sprawa jest traktowana przychylnie, to wydaje się, że można żywić uzasadnioną nadzieję, iż uniknie się w tym kraju jakiegokolwiek poważnego powstania chłopów przeciwko właścicielom ziemskim, które obejmowałoby uszczerbek na życiu i mieniu. […]

Jeśli chodzi o kwestię żydowską, to wydaje mi się, że relacje o prześladowaniach, które pojawiły się w wielu gazetach alianckich, były rażąco przesadzone, jeśli nie pozbawione wszelkich podstaw. Niestety nie da się zaprzeczyć, że miały miejsce ataki na Żydów, jak na przykład we Lwowie i w Kielcach, a możliwe, że także w innych miejscach. Zazwyczaj wynikało to z ogólnego stanu bezładu panującego wówczas w tych miejscach, a także z braku autorytetu rządu centralnego. Nie ma jednak absolutnie żadnego dowodu na to, że rząd centralny w jakimkolwiek momencie zachęcał do tych godnych pożałowania działań, a co więcej, gdy w ostatnim czasie się nasiliły, robił wszystko, co w jego mocy, aby powstrzymać wszelkie ataki na Żydów na prowincji. […]

Jest wielu przedstawicieli żydowskiej inteligencji, prawników, lekarzy, profesorów itp., wobec których nie ma żadnych resentymentów, a nawet wśród narodowych demokratów panuje pogląd, że Żydzi powinni mieć równe prawa obywatelskie i religijne, ale nie większe niż Polacy. Na tyle, na ile mogę to ocenić, jest ogromna szansa, że Polska stanie się krajem nie rewolucyjnym, ale liberalnym i demokratycznym, a o ile Żydzi powstrzymają się od antypolskiej i antynarodowej agitacji i propagandy oraz zadowolą się tym, że będą traktowani tak samo jak inni obywatele polscy, nie ma w moim przekonaniu żadnych podstaw do obawy, że wybuchną prześladowania religijne czy społeczne. […]

Jeśli chodzi o kwestię żydowską, muszę tylko dodać, że istnieje kilka podziałów wśród Żydów w Polsce. Najpierw są Żydzi zasymilowani, którzy są jawnie propolscy i nie chcą żadnych przywilejów, są to przeważnie klasy wyższe i ludzie wykształceni; potem ortodoksyjni Żydzi tworzący prawie połowę ludności żydowskiej, którzy choć pragną specjalnych szkół wyznaniowych, nie chcą żadnych innych specjalnych przywilejów; w końcu są syjoniści i partia żydowskiego Bundu, których pragnienia sięgają od pewnej autonomii edukacyjnej do posiadania własnego budżetu, policji i bojówek. To właśnie ci ostatni niezmiennie opowiadali się po stronie zagranicznej dominacji w Polsce, a teraz agitują przeciwko przywróceniu Polski jako niepodległego kraju. […]

Moje ogólne wrażenie jest więc takie, że podczas gdy Polsce niestety niemal całkiem brakuje wyszkolonych ludzi, niezbędnych do szybkiego i satysfakcjonującego uporządkowania jej spraw, to na pewno są w niej elementy zdrowego rozsądku politycznego i umiaru, a jeśli otrzyma ze strony państw alianckich pomoc doradców technicznych w sprawach wojskowych, finansowych i gospodarczych, to w ciągu najbliższych kilku lat państwo polskie zostanie z pewnością z powodzeniem zbudowane na zdrowych zasadach demokratycznych. Być może żaden kraj nie znajdował się w ciągu ostatnich miesięcy w tak trudnej lub tak niemożliwej do zniesienia sytuacji jak Polska; sam podział kraju na trzy części w ramach trzech różnych systemów rządzenia niewątpliwie utrudnił połączenie ludzi pochodzących z tych różnych części królestwa w jeden centralny system, a trudności te będą prawdopodobnie trwać przez całe pokolenie. Do tego należy dodać zniszczenia spowodowane przez wojnę, chaotyczny stan waluty, problem setek tysięcy pozbawionych środków do życia uchodźców, którzy nagle wracają do domu, pytanie o to, jak zaopatrywać bezrobotnych w środki niezbędne do życia, i wreszcie konieczność prowadzenia pewnego rodzaju działań wojennych na nie mniej niż czterech frontach jednocześnie. Jeśli weźmiemy to wszystko pod uwagę, a mimo to stwierdzimy, że w ciągu tych zimowych miesięcy ludność Polski na ogół zachowywała spokój, to chyba uczciwie dojdziemy do wniosku, że w kraju tym jest coś dobrego, z czego można zbudować solidne i zamożne państwo.

źródło: Lobbyści. Zachodni rzecznicy polskiej niepodległości, t.1-2, pod redakcją Andrzeja Turkowskiego, Warszawa 2021.