Paryż, 20 grudnia 1918
[…] Kapitan Gregory zadzwonił do mnie i powiedział, że Herbert Hoover chciałby się ze mną zobaczyć. […]
Hoover powiedział, że o ile mu wiadomo, mógłbym wyjechać na specjalną misję. Odpowiedziałem, że chyba mógłbym, ale będę musiał skonsultować to z głównym kwatermistrzem Amerykańskich Sił Ekspedycyjnych. Dodał, że chciałby, bym pojechał do Polski sporządzić raport o sytuacji żywnościowej, jako że raporty, które do niego docierają, są niejasne. […]
Warszawa, 5 stycznia 1919
[…] Dwugodzinna narada z ministrami finansów i aprowizacji, omawiająca zagadnienia finansowania koniecznych dostaw żywności […]. Doktor Kellogg wyjaśnił im, że jakiekolwiek opóźnienie będzie winą Polaków, jako że my jesteśmy w gotowości do działania. […]
O wpół do trzeciej przybyła delegacja ze Lwowa i przedstawiła straszny obraz tamtejszych cierpień. Miasto otoczone z trzech stron, od północy, wschodu i południa, przez Ukraińców wspomaganych przez Niemców i Austriaków, a na zachód linia jest pod ogniem artylerii ukraińskiej. Podróż jest bardzo niebezpieczna, w pociągu, którym przyjechali ci ludzie, zginęły dwie osoby. […]
7 stycznia 1919
[…] Widzieliśmy wiele przypadków bardzo ubogo odzianych ludzi, niektórzy dosłownie w łachmanach, wielu bez pończoch. Chłopiec jedenasto- lub dwunastoletni ubrany w złachmanione spodnie.
Ciepły dzień jak na styczeń, nie ma śniegu, długie kolejki po chleb, co przy złej pogodzie byłoby jeszcze bardziej przygnębiające. Na ulicach tysiące Żydów z długimi pejsami. Przechodziliśmy przez duży otwarty rynek, gdzie sprzedawano odzież i żywność. Odwiedziliśmy pięć kuchni i restauracji, w niektórych prowadzone jest rozdawnictwo, w innych są bardzo niskie ceny. […] Droższe restauracje podają dobre, zdrowe jedzenie na porcelanie i z papierowymi serwetkami po dwie marki i dwadzieścia fenigów […]; w jednej była osobna sala dla literatów, którzy nalegali, że muszą być obsługiwani oddzielnie. […]
Dystrybucja żywności jest dobrze zorganizowana i przebiega w dobrym porządku, nigdzie nie było nadmiernie długich kolejek, żadnych przepychanek i sporów, w niektórych miejscach dzieci ubrane w łachmany, ale o czystych twarzach – w większości niedożywione, lecz nie w opłakanych warunkach. Porucznik Chauncey McCormick mówi, że tu dzieci nigdy się nie śmieją. Polacy twierdzą, że nie głodują, ale ich zapasy mogą się skończyć na początku lub w połowie lutego. […]
O czwartej przybyły trzy osoby z komitetu Żydów polskich, aby powiedzieć, że żądają, by Żydzi byli brani pod uwagę w trakcie udzielania pomocy. […]
Łódź, 10 stycznia 1919
[…] Pokazano nam trzy ogromne fabryki włókiennicze: Scheiblera (siedem tysięcy byłych pracowników), Allarta (trzy tysiące), Barcińskiego (trzy tysiące). […]
Żadna z fabryk obecnie nie pracuje. Bezczynni robotnicy popadają w opłakany stan, co jest pożywką dla bolszewizmu. […] Odwiedziłem najbiedniejszą część Łodzi poza dzielnicą fabryczną. […] Dzieci w nie najlepszym stanie, lecz nie w tak opłakanym jak w niektórych uboższych dzielnicach Warszawy. Mieszkańcy Łodzi z pewnością potrzebują pomocy natychmiast […].
Kraków, 13 stycznia 1919
[…] Na Śląsku i w Galicji jest czterysta pięćdziesiąt tysięcy ludzi, którzy potrzebują pomocy. Potrzeba dziewięćdziesiąt tysięcy ton żywności do 15 sierpnia. Fasola i ziemniaki zamarzły. Wielki deficyt żywnościowy wynika z tego, że to centrum przemysłowe. […]
Organizacje charytatywne są pod kontrolą biskupa; Żydzi również otrzymują od nich pomoc. […] Według dyrektora kwestia żydowska nie jest tu groźna. Poza drobnymi incydentami wzniecanymi przez motłoch, nie ma tu żadnych trudności. Raporty o ekscesach są mocno przesadzone. Komitet rządzący w Krakowie ma dwunastu żydowskich członków, kłopoty powodują natomiast powracający żołnierze.
Kuchnie ludowe obsługują około trzydziestu tysięcy osób dziennie; liczba ta spada, bo brakuje jedzenia. […] Przejeżdżałem przez ubogie dzielnice miasta; nie jest tak źle, jak w Warszawie czy w Łodzi […], jednak dużo gorzej niż w jakimkolwiek miejscu w Stanach Zjednoczonych. […]
Lwów, 14 stycznia 1919
[…] Zatrzymaliśmy się na chwilę na bazarze, gdzie sytuacja wyglądała potwornie. Kobiety, mężczyźni, dzieci – wszyscy tłoczyli się wokół rzeźnika z maleńkim kawałkiem mięsa lub podrobów, wszyscy wyglądali na szanowanych obywateli. W miejskim sklepie jeden rzeźnik szamotał się z ćwiartką chudej wołowiny – tłum czekał pod nadzorem żołnierki z bagnetem. Kobiety stały w kolejce od trzeciej rano, siedem godzin.
Odwiedziłem kuchnię ludową, jedna miska (około litra) zupy z jęczmienia, dość wodnista, wydawana raz dziennie na osobę. Wiele dzieci w łachmanach, wszystkie z cieniami pod oczami, wiele dotkniętych chorobami skóry przez niedożywienie i brak środków czystości. Ogólnie tłum raczej spokojny, tak jakby zdawali sobie sprawę z tego, że w tym czasie nic lepszego ich nie spotka. Przedtem były oddzielne kuchnie dla Żydów i chrześcijan, ale teraz wszyscy muszą jeść razem; widziałem, że obie grupy jedzą. […]
List Herberta Hoovera do Williama Remsburga Grove’a
14 kwietnia 1919
[…] Jestem zdania, że z powodów finansowych i ze względu na rację stanu nadchodzące żniwa to czas, kiedy musimy wycofać się z całej działalności pomocowej. Jeżeli mamy w ogóle pobudzić ludzi do wykazania jakiejkolwiek inicjatywy, musi nastąpić ostre cięcie, w wyniku którego będą musieli wziąć odpowiedzialność za siebie. Dlatego też środki spożywcze, które dostarczymy do Polski przed końcem lipca, powinny pokryć także ich konsumpcję na sierpień, tak abyśmy byli w Polsce maksymalnie do 1 sierpnia. Zamierzamy podjąć próbę dostarczenia całego potrzebnego zapasu żywności nie później niż 1 lipca, w którym to terminie wycofalibyśmy się jako organizacja. […]
Oczywiście wszyscy mamy nadzieję, że pokój nadejdzie w ciągu najbliższego miesiąca, chociaż nie jestem w żadnym razie pewien, że tak faktycznie się stanie.