Arthur Lehman Goodhart

(1891–1978)

Fot. Elliott & Fry, National Portrait Gallery, London

Amerykański prawnik i wieloletni profesor Uniwersytetu Oksfordzkiego. Urodził się w rodzinie nowojorskich Żydów – Harriet Lehman i Philipa Goodharta. Jego dziadek ze strony matki był współzałożycielem banku Lehman Brothers. Studiował prawo na Uni­wersytecie Yale oraz w Cambridge, następnie prowadził praktykę adwokacką. W trakcie I wojny światowej służył w armii USA (po tym, jak nie dopusz­czono go do dobrowolnej służby w siłach Wielkiej Brytanii).

W 1919 r. wszedł w skład kierowanej przez Henry’ego , która przybyła do Polski w celu zbadania położenia ludności żydowskiej. Swoje doświadczenia w tej roli zawarł w książce Poland and the Minority Races (1920).

W tym samym roku objął posadę na Uniwersytecie Cambridge, którą zajmował do 1931 r. Pełnił także funkcję redaktora czasopism naukowych – „Cambridge Law Journal” oraz „Law Quarterly Review”. Następnie prze­niósł się na Uniwersytet Oksfordzki, gdzie pracował jako profesor prawa do 1963 r. W trakcie swojej kariery akademickiej osiągnął liczne sukcesy, zostając m.in. jako pierwszy Amerykanin w historii kierownikiem college’u w Kolegium Uniwersyteckim w Oksfordzie oraz otrzymując tytuł adwokata królewskiego (King’s Counsel), a także tytuł szlachecki.

Przemierzając Polskę z misją Morgenthau

Warszawa, 13 lipca 1919

Do Warszawy przybyliśmy o jedenastej rano. […] Gdy jechaliśmy jakąś aleją, trzęsąc się w naszym pozbawionym resorów pojeździe, z rozczarowaniem odkryłem, że Warszawa wygląda jak każde inne zachodnie miasto. Gdyby nie to, że napisy na wystawach i sklepach były po polsku, mógłbym uwierzyć, że jestem we Francji albo w Anglii. Nawet ludzie, których mijaliśmy, byli ubrani dokładnie tak, jak inni Europejczycy z Zachodu. […]

[…] Znaleźliśmy się w dzielnicy żydowskiej. Tutaj mężczyźni byli ubrani w długie, czarne lub ciemnobrązowe płaszcze, które sięgały im prawie do kostek. Płaszcz ten, czy też kaftan, jak się go tu nazywa, przypomina mocno obdarty surdut i zazwyczaj jest jednocześnie i za ciasny, i za długi dla osoby, która go nosi. […] Kiedy ci ludzie zobaczyli nasze dziwne mundury, zaczął gromadzić się tłum i wkrótce szło za nami ponad stu mężczyzn wraz z dziećmi. Polski oficer powiedział nam, że szybkość, z jaką tworzą się teraz w Polsce wielkie zbiegowiska, jest jedną z oznak tego, że ludzie cierpią na tragiczny brak pracy. […]

14 lipca 1919

[…] Wracałem z przyjęcia do domu z polskim oficerem. Gdy wyszliśmy na ulicę, podeszła do niego kobieta ubrana w łachmany, z niemowlęciem na ręku. „Prosiła o chleb dla swoich dzieci – powiedział. – Ciekawe, jak długo jeszcze będziemy mogli dalej tańczyć i wydawać przyjęcia”. […]

16 lipca 1919

[…] Wszystkie gazety piszą gorzkie artykuły przeciwko misji. Mówi się w nich, że prezydent Wilson nie miał prawa ingerować w wewnętrzne sprawy Polski. […]

25 lipca 1919

[…] Po południu do naszej centrali napłynął strumień mężczyzn i kobiet, którzy chcieli pojechać do Ameryki. Pojawiła się skądś pogłoska, że komisja pomaga ludziom w uzyskaniu paszportów. W holu zebrał się tak wielki tłum, że musieliśmy oddelegować człowieka, który raz po raz tłumaczył, iż jesteśmy tylko komisją śledczą. […]

Białystok, 27 lipca 1919

[…] Udaliśmy się do siedziby gminy żydowskiej. Członkowie wszystkich ważnych organizacji żydowskich spotkali się tu na powitanie komisji, a przedstawiciel każdej z nich wygłosił krótkie przemówienie. Jeden z mężczyzn powiedział, że pomoc, którą Ameryka wysłała do Polski, uratowała życie wielu dzieciom, a ubrania, które teraz są im rozdawane, będą je chronić w zimie. Inny mężczyzna opowiadał o strasznej sytuacji ekonomicznej w Białymstoku. […]

Lida, 29 lipca 1919

Pojechaliśmy samochodami do Lidy, by zbadać pierwszy z tak zwanych pogromów, które miały tu miejsce w kwietniu. […]

Przewodniczący gminy, nobliwy białowłosy staruszek, przemówił w imieniu wszystkich. Powiedział, że 17 kwietnia 1919 wojska polskie zdobyły Lidę z rąk rosyjskich bolszewików. Żydzi oczekiwali z utęsknieniem na to wybawienie od bolszewickich rządów, ponieważ ich interesy zostały zniszczone i cierpieli głód. Kiedy jednak polscy żołnierze z [41] Suwalskiego Pułku [Piechoty] wkroczyli do miasta, pierwszą rzeczą, jaką zrobili, było włamanie się do żydowskich domów i kradzież wszystkiego, co udało im się tam znaleźć. Podczas grabieży rozstrzelali lub zabili bagnetami 39 Żydów – mężczyzn i kobiety – bez żadnego innego powodu niż ich własna żądza krwi. […]

Przesłuchując 60–70 różnych świadków, powinniśmy uzyskać bardzo jasny pogląd na to, co się wydarzyło. […]

Mińsk, 9 sierpnia 1919

[…] Skręciliśmy w boczną uliczkę i spotkaliśmy grupę chłopek z koszami w rękach. Hrabia Żółtowski zapytał jedną z nich, po co jej kosz, a ona odpowiedziała, że przyjechała ze wsi, by zabrać od Żydów, co się da. Ostrzegł ją, że żołnierze aresztują każdego, kogo nakryją na rabunku. […]

Po śniadaniu hrabia i ja udaliśmy się do jednej z peryferyjnych dzielnic żydowskich, częściowo po to, by zobaczyć, jak ludzie sobie radzą, a także by dać im znać, że w mieście są Amerykanie. W żadnym momencie mojego życia nie czułem się tak dumny ze Stanów Zjednoczonych, jak wtedy, gdy zdałem sobie sprawę, że amerykański mundur sprawia, iż w odległym rosyjskim mieście żołnierze zaczynają się samoograniczać. […]

Częstochowa, 24 sierpnia 1919

Poszliśmy do pomieszczeń gminy żydowskiej. Omówiliśmy z przedstawicielami wpływ religijnej atmosfery w tym mieście na stosunki polsko-żydowskie. Mówili, że stale boją się kłopotów, bo niektórzy z księży w swoich kazaniach mówią, iż to Żydzi są odpowiedzialni za śmierć Chrystusa. […] W trakcie śledztwa często starałem się ocenić wpływ polskiego duchowieństwa katolickiego na kwestię żydowską. Niezwykle trudno jest jednak dojść do jakiegokolwiek wniosku, gdyż postawy poszczególnych księży bardzo się różnią. W niektórych miastach, zwłaszcza w Mińsku, biskup głosi miłość braterską, w innych natomiast kapłani mówią ludziom, że Żydzi są wrogami chrześcijan i dlatego powinni zostać wypędzeni. […]

Kraków, 27 sierpnia 1919

Na śniadanie dziś rano kelner przyniósł nam czarny chleb wojenny. „W kraju jest mnóstwo mąki – powiedział – ale Żydzi całą ukryli. Robią wszystko, żeby nam dokuczyć, tak więc nasze życie z dnia na dzień jest coraz trudniejsze”. […]

Warszawa, 8 września 1919

Major Otto i ja uczestniczyliśmy w spotkaniu w polskim MSZ-ie. […]

Spotkanie to było interesujące, gdyż polscy przedstawiciele otwarcie i swobodnie dyskutowali na temat kwestii żydowskiej. W swojej szczerości wobec komisji rząd polski był godny podziwu. Przez cały czas otrzymywaliśmy od niego wszelkie ułatwienia w podróżowaniu, abyśmy mogli pracować jak najszybciej. O ile mi wiadomo, nie próbowano utrudniać żadnym żydowskim świadkom kontaktu z nami ani na nich wpływać. Jest to niezwykle korzystny znak dla przyszłej poprawy stosunków między Polakami a Żydami, bo jeśli prawdę zawsze będzie można poznać bez przeszkód ze strony rządu, to warunki na pewno się poprawią. Szkoda, że prasa polska nie przyjmuje w tej sprawie takiej samej postawy. […]

13 września 1919

[…] O wpół do ósmej dotarliśmy na dworzec, by pojechać pociągiem do Paryża. Zjawił się tam wiceminister spraw zagranicznych, hrabia Żółtowski i inni członkowie rządu polskiego, żeby nas pożegnać. Na stacji byli również doktor [Izaak] Grünbaum, pan [Joszua] Farbstein i doktor [Joszua] Gotlieb, przywódcy syjonistów. Gdy nasz pociąg powoli odjeżdżał z peronu, stali w jednej grupce, a Polacy osobno – w niewielkiej odległości. Wydawało mi się to symboliczne dla warunków panujących obecnie w Polsce. Cały ten wieczór zastanawiałem się, czy to możliwe, aby te dwie grupy kiedykolwiek stały się jedną.

źródło: Lobbyści. Zachodni rzecznicy polskiej niepodległości, t.1-2, pod redakcją Andrzeja Turkowskiego, Warszawa 2021.