[Na Atlantyku] 10 grudnia 1918
Po kilku wstępnych uwagach sprowadzających się do tego, że cieszy się z naszego spotkania i że z zadowoleniem przyjął sugestię narady, na której miałby przedstawić swoje poglądy na temat zbliżającej się konferencji pokojowej, prezydent zauważył, że będziemy tam jedynym narodem niekierującym się własnym interesem i że ludzie, z którymi będziemy mieć do czynienia, nie reprezentują swoich własnych społeczeństw. […]
Jeśli chodzi o formę rządu polskiego i sprawy takie, jak rozwiązanie kwestii Gdańska, powiedział tylko, że jest za tym, żeby mieli taki rząd, jaki im się żywnie podoba, i że nie chce im narzucać żadnych innych zasad niż ta, która dotyczy jednostek – że liczy się to, co człowiek powinien mieć, a nie to, czego chce.
Prezydent zaznaczył, że jest to pierwsza konferencja, na której decyzje zależeć będą od opinii ludzkości, a nie od wcześniejszych ustaleń i knowań dyplomatycznych zebranych przedstawicieli. Z wielką żarliwością ponownie podkreślił, że jeśli konferencja nie będzie w stanie działać zgodnie z opiniami ludzkości i wyrażać woli ludów, nie zaś ich przywódców obecnych na konferencji, to wkrótce naszym udziałem będzie kolejny rozpad świata, a kiedy ów rozpad nastąpi, nie będziemy mieć już do czynienia z wojną, lecz z kataklizmem.
Mówił o Lidze na rzecz Umocnienia Pokoju, o możliwości powołania międzynarodowego trybunału z międzynarodową policją itd., ale dodał, że taki plan raczej nie ma szans na realizację, biorąc pod uwagę fakt, iż ma odbyć się tylko jedna konferencja i trudno będzie osiągnąć porozumienie w tego rodzaju kwestiach. W opozycji do takiej koncepcji obradowania konferencji i projektu Ligi Narodów postawił ideę przymierzy, czyli porozumień, gwarancji itp., które mogłyby być opracowane w ogólnej formie, uzgodnione i wprowadzone w życie; w szczególności podkreślił znaczenie opierania się na doświadczeniu przy planowaniu dalszych działań.
Jeśli chodzi o Ligę Narodów, implikowałaby ona polityczną niezależność i integralność terytorialną oraz późniejszą zmianę warunków i zmianę granic, jeśli dawałoby się wykazać, że popełniono niesprawiedliwość lub że zmieniły się okoliczności. A taka zmiana byłaby wraz z upływem czasu tym łatwiejsza do przeprowadzenia, że wypalą się namiętności i działania będą postrzegane jako zaprowadzanie sprawiedliwości, a nie w kontekście konferencji pokojowej kończącej przedłużającą się wojnę. […]
Przewidując trudności podczas konferencji związane z sugestią, jaką wysunął – dotyczącą konieczności poszanowania pragnień narodów świata co do nowego ładu – rzucił uwagę: „Jeśli to nie zadziała, to trzeba zrobić tak, żeby zadziałało”, ponieważ świat stanął przed zadaniem tak straszliwych rozmiarów, że tylko zgoda na proces oczyszczenia może ten świat odtworzyć lub zregenerować. Trucizna bolszewicka została tak łatwo zaakceptowana przez świat, ponieważ „jest ona protestem przeciwko sposobowi, w jaki ten świat działał”. Naszym zadaniem na konferencji pokojowej ma być walka o nowy ład, „po dobroci, jeśli będziemy mogli, na siłę, jeśli będzie to konieczne”.